1. Posiadłość dworska Jędrzejowiczów, pomnik

Powrót do listy

Historia 

Przystanek nr 1. Posiadłość dworska rodu Jędrzejowiczów, domniemane miejsce grodziska z czasów przed lokacją Rzeszowa, pozostałości XIX-wiecznych ogrodów dworskich, dwór Jędrzejowiczów po przebudowach przełomu wieków XIX/XX na miejscu dawnej siedziby właścicieli Rzeszowa. Tzw. „pomnik  10-ciu rąk” ku pamięci 10 rozstrzelanych tutaj 11.02.1944 roku Polaków, projektu Jana Robaka, odsłonięcie nastąpiło 18.05.1947 roku. Dalej za mostem św. Józefa drewniana zabudowa i kapliczka MB Różańcowej i św. Floriana. 

Prawie cała trasa Ścieżki Historycznej biegnie jednym z najstarszych traktów komunikacyjnych w naszym regionie tzw. "Starej Drodze".

Ostatnie zdjęcie w galerii przedstawiające dom prywatny na rogu ulicy Partyzntów i Pięknej, skrywa w żywopłocie słupek dzisiaj spełniajacy funkcję części ogrodzenia a kiedyś będący częścią bramy wjazdowej na obiekt klubu sportowego Spójnia Rzeszów. 

„O Staromieściu i pałacu Jędrzejowiczów"

Stary Rzeszów, Antiqua Reschaw, tak w źródłach nazywana była wieś leżąca na północ od Ruskiej Wsi i Rzeszowa. W XVI wieku mieściła się tu siedziba właścicieli Rzeszowa. Dopiero Mikołaj Spytek Ligęza przeprowadził się ze Staromieścia do zamku, który wybudował sobie w Rzeszowie. W Staromieściu pozostał folwark, a we dworze mieszkał starosta reprezentujący właściciela. Były tu stajnie, obory i piwnice ziemne. Pobliskie Popie Jezioro leżące w okolicy obecnego kościoła i duży staw rozciągający się od obecnej ulicy Partyzantów i osiedla domków jednorodzinnych do ulicy Kochanowskiego dostarczały ryb. Folwark ten odgrywał ważną rolę w dobrach Lubomirskich, którzy po Ligęzie władali Rzeszowem, mianowicie stacjonowały tu różne wojska: rokoszanie, wojska zaciężne, Szwedzi, wojska koronne i inne, a wszyscy oni folwark dewastowali i grabili. Starostowie, a później rządcy za każdym razem sporządzali inwentarze, których kilka zachowało się do naszych czasów i dzięki nim wiemy, jak wyglądał dwór i folwark. Oto jego opis inwentarza z 1737 roku:

...od strony miasta prowadziły wrota dwuskrzydłowe, stare z tarcic, na biegunach drewnianych z kuną i skoblami żelaznymi. Z boku wrót znajdowała się furtka Z tarcic z wrzeciądzem i skoblem żelaznym, również na biegunach drewnianych. Daszek nad wrotami z gontów odarty „reperacji potrzebuje”. Na dziedzińcu folwarcznym znajdował się dworek administracyjny z gankiem. W sieni ganku była posadzka z cegieł. Dworek składał się z kilku pomieszczeń, a mianowicie pokoju, dwóch alkierzów, izby i komórki. W głównej izbie znajdował się komin murowany na strych wywiedziony, dwa stoliki zielonym suknem wybite i dwanaście małych drewnianych na zielono pomalowanych stołków. Z pokoju prowadziły drzwi do dwóch alkierzy. W izbie znajdował się komin murowany, stół z tarcic i dwie ławy. Drzwi były wszędzie na zawiasach żelaznych z wrzeciądzem, klamką i skoblami. Okna były w ołów oprawione, zaś okiennice z tarcicy. Podłoga i powała wszędzie z tarcic. Z sieni prowadziły schody drewniane na strych, a na poddaszu nad gankiem znajdowała się facjata zwana altanką. W całym dworku było 64 szyb wypadłych z ram i potłuczonych. W drzwiach wszystkie zamki były popsute i bez kluczy (cytat za Jan Malczewski, Dzielnice Rzeszowa).

Kiedy już Lubomirskim przestało się opłacać gospodarowanie na tymże folwarku, wydzierżawili go Zaręba-Skrzyńskim, którzy w 1791 roku kupili go wraz z innymi dobrami Lubomirskich na licytacji. Majątek licytowano, by spłacić liczne książęce długi. W połowie XIX wieku folwark z dworem kupili Bobrowniccy.

Z Marią Bobrownicką ożenił się architekt Tadeusz Stryjeński, który namówił Adama Jędrzejowicza z Zaczernia, by zamiast budować w Zaczerniu nowy pałac, zbudował go bliżej Rzeszowa, na Staromieściu. Jędrzejowicz kupił więc staromiejski folwark od Bobrownickich.

Ta wielce zasłużona dla Rzeszowa i okolic rodzina była kupiecką rodziną ormiańską. Kupiec warszawski, Jan Jędrzejowicz, sprzedał między innymi w Warszawie kamienicę „Pod Murzynami” i przybył na te tereny w połowie XVIII wieku. Kupił wsie: Nieborów, Hyżne, Dylągówkę, znakomicie w nich gospodarował i cesarz Józef II nadał mu tytuł szlachecki. Do jego spadkobierców i następców w okolicach Rzeszowa należało 28 wsi, w tym tak znaczne jak Załęże, Zaczernie i Jasionka. Jędrzejowiczowie pełnili liczne i zaszczytne funkcje społeczne i administracyjne. Nową ulicę na Staromieściu nazwano Marszałkowską, gdyż powiatowi marszałkował Adam Jędrzejowicz. Sponsorowali oni wiele inicjatyw i instytucji lokalnych. Prowadzili wielkopański, można powiedzieć magnacki styl życia. Jędrzejowicz część swoich gruntów na Ruskiej Wsi sprzedał pod budowę kolei, u potem wysprzedawał działki powracającym z Ameryki i kolejarzom. Po zasypaniu stawu, przywiózł z Wołynia czarnoziem i na nim urządził hodowlę kwiatów i warzyw, które koleją wysyłał do innych ośrodków. Wygrał także proces z koleją i otrzymał duże odszkodowanie za to, że dymy z parowozowni zasnuwaj ą mu widok i zanieczyszczają powietrze.

Ale powróćmy do budowy pałacu. Adam Jędrzejowicz zlecił wybudowanie domu dla siebie i swej nowo poślubionej małżonki Gabrieli z Mierów, Tadeuszowi Stryjeńskiemu, popularnemu w galicyjskich sferach ziemiańskich architektowi i budowniczemu. Stryjeński zaprojektował przebudowę XVIII-wiecznego dworu. Prace podjęto w 1879 roku. Przebudowa, a właściwie budowa pałacu, bo bardzo niewiele z dawnego dworu pozostało, trwała do 1883 roku i kosztowała pół miliona florenów. Całkowicie zmieniono elewację pałacu i przebudowano wnętrze. Jak podaje Jan Skrzypczak: W części parterowej od strony elewacji ogrodowej Stryjeński umieścił znacznie powiększone pokoje: Jadalny i Bilardowy, a w ryzalicie pokój Pana. Pozostałe jego działania dotyczyły utworzenia Przedpokoju (z paradnymi schodami na piętro) i Kredensu. (...) W ryzalicie północno-zachodnim

umieszczony został pokój Gościnny, a w południowo-zachodnim Biblioteka. Część południową budynku zajmował duży Salon z przylegającym doń nieco mniejszym Salonikiem. (...) Ogółem na parterze powstało 17 pomieszczeń. Układ piętra powtarza generalnie układ wnętrz parteru. Mieści się tu część prywatna i pokoje gościnne” (w: Rzeszowska Teka Konserwatorska 2000).

Ostatnim z rodu mieszkającym w staromiejskim pałacu był Jan Kanty Jędrzejowicz. W czasie II wojny światowej do części pałacu wprowadzili się Niemcy, wycięli część drzew i na gazonie pobudowali baraki. Taki stan trwał do 1944 roku. W ślad za wycofującymi się Niemcami przed Armią Czerwoną zbiegł i Jan Jędrzejowicz. Rosjanie obrabowali i zdewastowali pałac. Po ich wycofaniu się do budynku wprowadziła się Spółdzielnia Produkcyjna, która znacznie wsparła dewastację. Spłonęły baraki na gazonie. W parku , wycięto kilka drzew, by urządzić boiska sportowe. Po likwidacji Spółdzielni pałac oddano na Szpital Przeciwgruźliczy. Ze starego wystroju wnętrz do dzisiaj niestety już nic nie zostało. Zachowała się tylko mocno zniszczona elewacja, wymagająca natychmiastowego remontu.

Marek Czarnota "Rzeszowskie ulice i okolice"

Nielegalny pomnik

Oczywiście pomnikiem nielegalnym jest wstrząsający w swojej wymowie pomnik dziesięciu zamordowanych w lutym 1944 Polaków przy murze pałacu Jędrzejowiczów na Staromieściu, u zbiegu dzisiejszych ulic Rycerskiej i Partyzantów. Znam dwie historie, które opowiadają, dlaczego Niemcy rozstrzelali zakładników. Pierwszą, bardzo romantyczną, opowiedział mi Bogusław Kotula, syn Franciszka. Opowiada ona o tym, jak w pięknej żonie dygnitarza ukraińskiego na służbie Niemców zakochał się, nie bez wzajemności, podoficer, inni twierdzą, że oficer niemiecki. Zazdrosny mąż dowiedział się o romansie małżonki i zastrzelił rywala, przez co ściągnął zemstę Niemców i spowodował śmierć niewinnych ludzi. Podobno piękna Ukrainka prosiła męża, żeby zgłosił się do władz niemieckich i opowiedział im o wszystkim. Tak się nie stało i dlatego winnego śmierci niewinnych Polaków zazdrosnego męża skruszona, występna niewiasta opuściła. Dla kogo, ani ta romantyczna opowiastka, ani Boguś Kotula mi nie opowiedzieli. Inna, podana we wspomnieniowej książce wydanej przez Stowarzyszenie Przyjaciół Staromieścia w 2002 roku Śladami Jana Robaka ze Staromieścia, autorstwa Franciszka Szypuły, mówi: ...dwaj nasi rozbroili Niemca. Szli drogą w kierunku kościoła. Z przeciwnej strony nadchodził młody żołnierz Luftwaffe. Był sam. Droga też była pusta. Padły słowa: „Trzeba mu dokopać!” Gdy wymijali się na moście nadPrzyrwą, krzyknęli: „Hdnde hoch!” Niemiec posłusznie podniósł ręce do góry. Odebrali mu pistolet, a na dalszą drogę dołożyli solidnego kopniaka. Żołnierz zapewne poinformował o wszystkim swojego dowódcę, a ten zarządził poszukiwania sprawców. Długo sprawdzano - jakie były nasze ubrania...

Po kilku dniach ukazało się na murach miasta Obwieszczenie Dowódcy SS i Policji Bezpieczeństwa Dystryktu Kraków, z 11 lutego 1944 roku, o skazaniu na karę śmierci dziesięciu Polaków. Tego samego dnia Schutzpolizei przywiozło samochodem ciężarowym powiązanych, ubranych w cywilne ubrania, bez płaszczy i czapek dziesięciu ludzi. Na skraju przydrożnego rowu oddano dwie salwy. Rozstrzelani zostali:

  • Stanisław Augustyn z Kolbuszowej Górnej,
  • Stanisław Biesiadecki z Weryni,
  • Teodor Budzisz z Trzciany,
  • Henryk Chmielarski z Rzeszowa,
  • Bolesław Kotela z Rzeszowa,
  • Józef Posłuszny ze Świerzowa,
  • Zygmunt Sanecznik z Mielca,
  • Bolesław Stanek ze Staroniwy,
  • Leopold Śliwa z Bieżanowa,
  • Bogusław Zieliński z Mielca.

Jeszcze przez dwa dni leżały zwłoki rozstrzelanych ku przestrodze, a właściwie dla zastraszenia Polaków. Niemcy ponosili klęski na wszystkich frontach i terrorem usiłowali wymusić spokój na zapleczu. W cytowanej już książce Franciszek Szypuła pisze: Na trzeci dzień Niemcy nakazali zakopanie ciał, ale bez pogrzebu i nie na cmentarzu. Sołtys Staromieścia Józef Skarbówski, wyznaczył furmana, Władysława Koguta i grabarza, Michała Wilka, do pogrzebania ciał. Wywieziono je i pogrzebano na skraju żydowskiego kirkutu na Czekaju. Tam też spoczywali aż do wyzwolenia.

Na początku wrześniu 1944 roku na tablicach ogłoszeń w mieście pojawiły się klepsydry informujące o ekshumacji i uroczystym pogrzebie na pobicińskim cmentarzu, która odbyła się 15 września 1944 roku. Ta żałobna uroczystość zgromadziła tłumy rzeszowian, przyjechali członkowie rodzin i przyjaciele zamordowanych. W uroczystości wzięli udział przedstawiciele władz, a mszę św. żałobną odprawił i pogrzeb poprowadził ks. infułat Michał Tokarski  (od admina: Mszę prowadził ks. Roman Hejnosz wikariusz parafialny).

Mord na niewinnych ludziach najbardziej wstrząsnął mieszkańcami Staromie- ścia, a zwłaszcza kolejarzami. Dwoje pracowników kolei: Janina Gut-Potocka pracująca w parowozowni i aplikant dyżurnego ruchu Stanisław Skrabucha, a także dziesięcioletni Adam Orlewski byli świadkami zbrodni. W miejscu kaźni postanowiono postawić pomnik. Początkowo pod murem postawiono krzyż, ale Jan Robak, człowiek niezwykle uzdolniony, przystąpił do projektowania monumentu. Podstawowymi elementami pomnika miały być: Orzeł w koronie - godło państwowe i napis „Jeszcze Polska nie zginęła”, cytat okrzyku wzniesionego przez jednego z mordowanych, pozostali mieli zaklejone usta, ręce z dwoma palcami złożonym jak do przysięgi, dziesięć słupów betonowych z orłami, krzyż i tablica z nazwiskami pomordowanych.

Projekt został gdzie trzeba zaakceptowany i przystąpiono do jego realizacji. Na dużej płycie, na świeżym betonie, klejono orły i napisy, robiono pustaki na słupy i krzyż. Jan Robak wykonał model płyty; odlewano ją w parowozowni PKP, dopiero trzeci odlew się udał. Maszynista kolejowy Kazimierz Jankisz zgodził się, by jego ręka posłużyła za wzór dla dziesięciu rąk symboli. Odlewy udały się znakomicie. Wprowadzono tylko drobne modyfikacje, by wszystkie ręce nie były jednakowe. Na pomniku są dwa typy rąk; pierwszy - żylasty, przedstawiający nagie przedramię - symbolizuje ręce robotników, drugi - z zapiętym na guzik rękawem koszuli, symbolizuje inteligenta. Stary krzyż, który pierwotnie znaczył miejsce zbrodni, został przeniesiony na cmentarz i ustawiono go na grobie braci Kuźniarów, którzy zginęli w czasie wycofywania się Niemców. Ale pojawił się problem z nowym krzyżem. Władza zapomniała o tolerancji, a na dodatek pomnik był prywatną sprawą Jana Robaka i kolejarzy - pracowników węzła PKP w Rzeszowie, więc z powodu krzyża w 1950 roku cofnięto zezwolenie na jego budowę i nakazano pomnik rozebrać aż do fundamentów. Jan Robak był z tego powodu szykanowany i wzywany na UB, do wydziału kultury i gdzie tylko można było. Podjęto liczne interwencje w jego obronie, które odniosły ten skutek, że o pomniku „zapomniano”. Nikt na szczęście nie ośmielił się go rozebrać i stoi do dzisiaj.

Niestety, czas i marne materiały robią swoje. Pomnik, na postawienie którego do tej pory nie ma oficjalnego zezwolenia władz, niszczeje. Wspomniany na początku tej opowieści Bogusław Kotula wraz z Romanem Orlewskiem i innymi przyjaciółmi Rzeszowa i Staromieścia próbowali w lutym 1998 roku powołać komitet do spraw remontu i odnowienia pomnika. Niestety, był to czas „epidemii tworzenia się różnych komitetów” i pomysł upadł. Może warto ponownie podjąć próbę ratowani; czegoś, co powstało spontanicznie, zostało zaprojektowane przez amatora, samorodny talent, a wybudowane dzięki zapałowi wielu osób jest wstrząsającym dowodem tragizmu tamtych dni.

Marek Czarnota

Przetwarzamy dane osobowe w celu realizacji usług i zgodnie z Polityka prywatności.